Cz. III i ostatnia.
Tak nie mogłam się wygadać na jednym wpisie i wiem, że to jest bez sensu, ale już postanowiłam napisać parę słów o pobycie w tym PGR-rze.
Zamieszkałyśmy w barakach, gdzie pierwszą noc przepłakałam ze zmęczenia i z tęsknoty za domem. Znalazłam się przecież na drugim końcu Polski i nie wiedziałam, co mnie czeka. Bez telefonu i wszelkiego kontaktu z rodziną. Masakra, jak zobaczyłam te zniszczone materace, na których miałam spać! A jeszcze jak na złość- zabrakło dla mnie akurat pościeli. Padałam ze zmęczenia. Wreszcie dostałam ten cały ekwipunek: pościel, strój |OHP- owski, którego należało strzec jak oka w głowie. Pościeliłam tą marną prycz i zasnęłam kamiennym snem.
Katówka, który teraz pełnił funkcję Komendanta wprowadził koszarowy regulamin.
Nas -dopiero co uczennice szkolne- przemienił jednoznacznie w posłuszne i pracowite junaczki.
Dzień zaczynał się podudką- na głos jego trąbki- w pośpiechu wpadałyśmy w gumiaki i biegiem na gimnastykę! Wyobraźcie sobie dziewczyny w koszulkach nocnych i w gumiakach.
Po drugiej stronie drogi rozlokował się obóz chłopaków, którzy mieli całkowity luz… i niezły ubaw z widoków, jakiego im dostarczałyśmy!
Po tym ćwiczebnym poranku apel i marsz czwórkami na stołówkę. Oczywiście nawet w drodze na stołówkę obowiązkowo śpiewałyśmy, a Basia przygrywała nam na gitarze. Przypominam sobie smak makaronu ze skwarkami.
I ten dziwny zapach, który nam towarzyszył na stołówce…
Do pracy jechałyśmy ciągnikiem, który nazywałyśmy „Bonanza”. W polu pracowałyśmy cały czas w tych ubraniach granatowych i gumowych butach. Po powrocie do domu- zostały na nogach czerwone obręcze od gumowców.
(Muszę tylko nadmienić, iż do specjalnych brygad „Służby Polsce”, pracujących w bardzo ciężkich warunkach reżim komunistyczny wcielał młodzież, której nastawienie polityczne uznawał za wrogie wobec „władzy ludowej”. )
Ale ja wówczas o tym nie wiedziałam, i to nie była tego typu jednostka. A pracę w polu traktowałam tak poważnie, jakbym te buraki plewiła u własnej babci w gospodarstwie.
Codziennie wieczorem był apel. Na apelu podsumowanie dnia. Bardzo rygorystycznie! Komendant stał i patrzył w swoją busolę, sprawdzając czas. Jeśli się ktoś spóźnił, choćby minutę- na apelu dostał naganę. Należało wówczas wystąpić, aby być widocznym dla wszystkich uczestników obozu i głośno powiedzieć: „Zbrodniarzem jestem”.
Niestety, pomimo, że byłyśmy bardzo obowiązkowe- każdej z nas zdarzyła się ta sytuacja. Pamiętam to uczucie zbrodniarki, jak pięć minut spóźniłam się do obozu po wyjściu na „dyskotekę”. A powrót wyznaczony był na 21.30. Na tej potańcówce byłyśmy tylko raz i to w jakiejś jednostce wojskowej. Potem Komendant Katówka czatował w oknie całymi nocami ze swą dubeltówką, bo chłopaki zaczęli podchodzić pod okna baraku.
Przepracowałyśmy 21 dni na te pozytywne oceny z matematyki, a potem wróciłyśmy do domu.
A matematykę, żeby kto nie myślał- bo umiałyśmy. Tylko to były takie wygłupy! I żeby nas na ten obóz zwerbować.
A sami widzicie, że na obozie nie jest łatwe życie opiekuna.
Jeśli wychowanie ma taki duży wpływ na kształtowanie poglądów i zachowań młodego pokolenia- to dlaczego ja jestem katoliczką?
Pod koniec pobytu poznałyśmy prawdę , dowiedziałyśmy się, skąd ten zapach na stołówce..
W budynku nad stołówką ktoś leżał martwy od dwóch tygodni w mieszkaniu służbowym. Dopiero podczas naszego pobytu odkryto tajemnicę samobójcy.
http://historia.org.pl/2011/02/07/sluzba-polsce-zapomniana-organizacja/
jak sobie radziły w takich warunkach delikatne panienki z liceum, czy żadna nie zrezygnowała albo nie uciekła? I czy kogoś odwiedzili rodzice?
Klarko, wszystkie byłyśmy bardzo posłuszne…Żadna nie uciekała, bo byłyśmy świadome konsekwencji- wylano by nas ze szkoły.
Żaden rodzic nie przyjechał, ani nie dzwonił. Telefony były dostępne w urzędach i szkołach, w ośrodkach zdrowia . Żaden rodzic by się nie odważył, przecież byłyśmy w dobrych rękach. Myślę, że zanim rodzic zamówiłby rozmowę tel, to wcześniej aparat partyjny doniósł by o tym, gdzie trzeba. I też by mnie wylano. Aparat partyjny był wszędzie i niepotrzebne były kamery:)
Na szczęście nie musiałam brać udziału w takim obozie, ale te czasy znam doskonale 🙂
Pozdrawiam słonecznie
„Dziwne” to były czasy, dużo by pisać. Jak dużo się zmieniło przez te ostatnie 25 lat. Szkoda tylko tej naszej młodości 🙂
Zwykle- to jestem optymistką i pogodnie patrzę na świat.Nie wiem, co mnie wzięło na te ponure wspominki:)
Koszmarne wakacje, a już końcówka z trupem nad stołówką – horror!
Taki tytuł właśnie miał być:) Ale dziś- piękna pogoda i chwytam słońca promienie- LB! Czyli- leżenie bykiem, no!