Na „Dzień Dziecka” wybrałyśmy się do kina „Helios” w mieście- Radom na film pt. „Listonosz Pat”.
To była pierwsza wyprawa do kina naszej Olki.
Sympatyczny listonosz Pat z małego spokojnego miasteczka zapragnął wziąć udział w niezwykle popularnym telewizyjnym show „Mam talent!”. Zrobił to , gdyż chciał sprawić rodzinie prezent, na który nie było go stać. Wygram program- pomyślał i wykupię wczasy dla rodziny!
Jak się okazało, nie było to takie łatwe w świecie show biznesu…
Czekała go wyprawa do wielkiego miasta w zwariowany świat gwiazd i telewizyjnych osobowości.
To dla niego wielka i niebezpieczna przygoda.
Na szczęście jak zwykle mógł liczyć na swoich starych przyjaciół z rodzinnego miasteczka oraz swawolnego kota Jessa, dzięki którym odkrył, że od sławy, kariery i świateł wielkiej metropolii stokroć cenniejsza jest grupa bliskich osób, z którymi nigdy nie można się nudzić.
Właściwie cały czas obserwowałam dziecię, jej reakcję na różne sytuacje. Dziecko ma dopiero 5 latek, więc – może za wielkie wrażenia, za duże przeżycia?
Ale Olka rozparła się wygodnie na fotelu, nóżka na nóżkę założyła, cola w ręku, obok popcorn (wszystko to wyjątkowo, weekendowo i z okazji Dnia Dziecka”)- i cała uszczęśliwiona zaczęła śledzić wydarzenia filmowe. W trakcie filmu żywo reagowała na różne sytuacje- nawet krzyknęła sobie co sił w piersiach, żeby ratować spadającego z dachu kota. Na szczęście- widzów nie było wielu, a kotu nic się złego nie stało!
Oprócz nas była również para młodych rodziców z dzieckiem na ręku, miało może roczek?
Po co maluchowi kino?
Może rodzice przyszli tu odetchnąć od dziecka, bo ono zawiesiło wzrok na ekranie i przycichło, zasypiając sobie. A co- ciemno jest, może to noc?
Ja miałam z początku wrażenie, że ten film nie jest dla małych dzieci, przecież cały czas pokazany jest chory, skorumpowany, zagmatwany fałszywy świat biznesu i jego bezwzględni ludzie, dla których liczy się sława i pieniądze, a nie człowiek.
Jednak widziałam, że Olka utożsamia się z pozytywnymi bohaterami i potrafi odróżnić dobro od zła.
Potem w kawiarni kinowej podzieliłyśmy się wrażeniami z obejrzanego filmu. Najbardziej zaniepokoiły ją oczy robotów, które zmieniały barwę pod wpływem emocji. Ze złości czerwieniały im gały oczy.
Polecam film, kto jeszcze nie oglądał. W sumie dobro zwyciężyło, co jest ważne w percepcji dziecięcych przeżyć i wzruszeń.
Pamiętajmy, że zawsze dobrze jest potem porozmawiać z dzieckiem na temat filmu- co się podobało? Dlaczego się podobało? Kto był dobry? Kto był zły, dlaczego?
Można też zachęcić dziecko do rysowania i wówczas zobaczymy, co najbardziej utkwiło mu w serduszku.:)
Kiedy dwaj moi wnukowie wrócili z kina ( a było to niedawno), to tyle mieli do powiedzenia. Opowieści nie było końca. Buzie się im nie zamykały 🙂 A ten zachwyt w ich oczach, widzę do dzisiaj. Warto dzieciaki zabrać do kina i potem z nimi podyskutować 🙂
Moi chłopcy pierwszy raz byli w kinie w wieku 4 i 5 lat. Starszemu się podobało, młodszy w połowie chciał już iść do domu, ale on w ogóle nie jest kinomanem, w domu też nie ogląda do końca bajki. Też mi się wydaje, że niektóre bajki są za dorosłe na małe dzieci, ale potem się okazuje, że one wszystko rozumieją i wiedzą co jest dobre a co złe. Tylko denerwuje mnie w kinie ilość i rodzaj reklam przed seansem. My trafiliśmy na reklamę jakiejś strzelaniny, gdzie czarne pełno było pościgów, bójek i krwi. A przecież wiadomo było, że to seans dla dzieci więc po co te reklamy. Po za tym dla młodszego było za głośno i za zimno, ja też trochę zmarzłam od klimatyzacji.
Też nie rozumiem jaki sens jest ciągnąć roczne dziecko do kina.
Pozdrawiam
Kiedyś były poranki. Tata zabierał mnie na te krótkie seanse z „Bolkiem i Lolkiem”, „Zaczarowanym ołówkiem”… To było na tyle niedługie i bezpieczne, że nawet 3-latek dawał radę i przynajmniej jakość bajki była pewna.
Socjoblożko- zgadzam się z Tobą- te reklamy przed seansem dla dzieci nie są w ogóle potrzebne! Też nam to przeszkadzało. Aha! Dałam artykuł na Fb, a tam wyskoczyła Twoja fotka…może Onet promuje twój wpis na głównej, czy coś? Ja nie wiem, jak to się stało…
Dorota- zgadzam się, tez uważam, ze powinno się znać film wcześniej- cóż-trochę zaryzykowałam, przecież Olka ma nawet nie skończone te 5, a wiec- można powiedzieć 4 latka! Pomyślałam jednak, że zawsze możemy zrezygnować i po prostu opuścić salę. Seans trwał 88 minut. Ola to jeszcze chętnie dłużej by tam została, tak się jej podobało.
Antoneto, jednak dzieciaki kochają kino!
Listonosz Pat to była ulubiona bajka mojego wnuka 🙂 Dzieci kochają kino
Pamiętam, kiedy pierwszy raz wybrałam się z moją córką do „prawdziwego” teatru (nie kukiełkowego), bo pierwszej wizyty w kinie nie pamiętam. To było przeżycie. Na scenie padał deszcz, a moja córcia tak przeżywała losy bohaterów, że płakała, śmiała się, a po wyjściu od razu pytała, kiedy znów idziemy. Wcześniej bywała z grupą przedszkolną w teatrze kukiełkowym i nie podobało się jej. Nawet raz wróciła przerażona i opowiadała, że tam złodzieje grasowali za sceną, a ona się bała. Okazało się, że chodziło o aktorów poruszających kukiełkami. Od czasu do czasu było ich widać, a ich czarne stroje ją przeraziły. 🙂 🙂
W teatrze- to zupełnie inne przeżycia! Do teatru czasem chodziłam z dziećmi a później zwiedzaliśmy teatr „z tyłu sceny”- garderoby, pokoje aktorów, w których spotykaliśmy właśnie osoby, grające w przedstawieniu . To też fajne przeżycia dla dzieci.(Mam na myśli szkolne, bo przecież ze swoimi tam nie chodziłam). Właśnie- następnym razem muszę z Olą do teatru!! Bo do tej pory- to tylko urządzałyśmy teatrzyki w domu- ale to też świetna zabawa:)
my jeszcze w kinie z maluchami nie byliśmy…starsza Hania mimo że w wieku Twojej Oli wciąż chyba nie dałaby rady tyle na jednym filmie wysiedzieć…choć bajki, które w domu oglądamy są coraz dłuższe- ale ona strasznie towarzyski duch jest i cały czas chce rozmawiać z ludźmi…więc pewnie dopiero po skończeniu 5 roku życia wielki dzien nas czeka 🙂
W trakcie filmu wychodziłam z Olką do toalety, a poza tym- cały czas była zainteresowana.