Nauczyłam się jeździć na rowerze ojca.
Służył mu do jazdy do pociągu, gdyż najbliższa stacja PKP była oddalona od naszej wsi 7 km. Więc ojciec jechał na stację, a potem pociągiem do pracy, do Krynicy. Podróżował tak co tydzień, weekendy spędzając w domu.
Moim zadaniem było przyprowadzić ten rower ze stacji. Szłam na piechotę, a potem jechałam już do domu na rowerze.
Nigdy nie używałam tego sprzętu bez pozwolenia ojca! Mogłam poćwiczyć jazdę tylko wtedy, gdy był w domu. Jeździłam wówczas wyboistą dróżką wzdłuż naszego pola i lasu na przemian z moimi siostrami.
Po latach, kiedy już sama byłam mamą i trzeba było dojeżdżać do pracy- co dzień przejeżdżałam kilkanaście km rowerem. Niestety, nie było mnie stać na samochód. Czwórka dzieci, dom w budowie… Pozostawały piesze wędrówki, albo rower. To była konieczność, a nie relaks, jak teraz.
Mówię konieczność, bo nie jest łatwo niezależnie od warunków pogodowych jechać na tym rowerze z dwójką chłopców: jeden z przodu, a drugi z tyłu .
Kiedy starszy podrósł, jeździł już na swoim, obok mnie, poboczem- „jak ten konik przy swojej mamie…”
Po latach przeprowadziłam się do swojego domu, w miejscu, gdzie pracowałam. Ale jak na ironię- straciłam pracę ! Znów zaczęły się dojazdy. Najpierw PKS-em z chłopcami przez rok, aż wreszcie się zmobilizowałam.
Zrobiłam prawo jazdy i kupiłam samochód.
Teraz jeżdżę na rowerze tylko dla zdrowia i przyjemności.
obrazek od Qurna chata
Niby zwykły rower, a niezwykły. I ile wspomnień z nim związanych 🙂
Też lubię przejażdżki, szczególnie po leśnych ścieżkach, gdzie nie ma samochodów i ludzi.
To z tym rowerem w lesie to byłam ja, ale nie wiem czemu mnie nie podpisało 😀
Rower to mój umilacz czasu 🙂
Kondycja się wyrabia, a przy tym uśmiech na twarzy 🙂
No właśnie! To jest najlepsze, że z daleka od samochodów i tego zgiełku miasta:)
A widzisz, Parafka! Bo Korek się wszędzie podpisuje!
Ulka, ja też jeździłam po piachu na plaży…to nie da się, nie, nie:)Ale spacer dobry…
widziałam Twoje zmagania po piasku:):) Pozdrawiam1
Świetne porównanie z tym źrebakiem przy klaczy 🙂
Rower teraz rzeczywiście dla relaksu 🙂
Antoneta, ja nie wiem, co Ty miałaś na myśli…możesz to wyjaśnić???
Kiedyś (dawno temu) rower służył mi podobnie jak Tobie jako środek transportu do pracy. Obecnie rowerem jeżdżę dla przyjemności i zdrowia., choć robię to bardzo rzadko. Nie lubię sama, a męża wiecznie nie ma:)
Antoneta, tak samo masz, jak ja…szkoda, że nie jesteś moją sąsiadką, razem byśmy sobie jeździły:) Są tu fajne trasy rowerowe.
Też za bardzo nie mam z kim. ludzie ciężko pracują, jak sobie jadę, mówią, że z próżnosci:)
a, nie masz nic do roboty, to piszesz…albo jeździsz:)
Rower to jest to! Mój 5 letni syn właśnie nauczył się ostatnio jeździć na 2 kółkach i prawie codziennie uprawia teraz ten sport 🙂
Pozdrawiam i Zapraszam do siebie http://www.fascynacja.vxm.pl
;*
Miałem przeczytać http://www.fascynacja.vxm.pl da się to jeszcze zrobić??
Miałem przeczytać http://www.fascynacja.vxm.pl da się to jeszcze zrobić??
czy to ten rower ze zdjęcia? cudny, magiczny, romantyczny….
~meandyork – nie, to nie ten rower:) szkoda, że nie robię zdjęć! Prawdziwe są tylko te, przedstawiające moją wnuczkę:)
Ja jeżdżę na żółtym, KTM ultra , ale ten na zdjęciu wydał mi się taki romantyczny:)
Pozdrawiam, za zmyłkę przepraszam. ale, jak przyjedzie syn, to może dam się sfotografować na moim:)
Pozdrawiam
Pamiętam do dzisiaj, jak tata kupił mi pierwszy rower, t0 musiało być na początku lat 60-tych. Był niebieski. Mam nawet zdjęcie jak nim jeżdżę. I jeździłam nim do szkoły. Wtedy spokojnie mogłam jeździć, bo po szosie, bo poruszały się po niej prawie wyłącznie i rzadko autobusy lub furmanki. Ale niestety zrobiłam numer na innym rowerze, mocno się potłukłam, skłamałam, że to się stało na szosie, którą jechałam mamie do apteki i rower tata sprzedał.I tak nie opłaciło mi się kłamać. Później w szkole podstawowej raz na wycieczkę do lasu/mieszkałam wtedy w Tychach/ pojechałam rowerem wujka. Co to była za koza. Wszyscy się z niego śmiali więc już na niego więcej nie wsiadłam. Jak dorwaliśmy w tamtych czasach rower, głównie były męskie rowery to jeździliśmy na nich z noga pod ramą. Co to był za widok.
Kolejny rower, to już był składak za jedne z pierwszych zarobionych pieniędzy, gdzieś na przełomie 60 i 70 lat. Długo na nim jeździłam. Dzisiaj prawie, że nie jeżdżę, chociaż cały czas myślę o nabyciu damki i może mi się w końcu uda.
Pozdrawiam serdecznie z Czchowa. Anna