Wspominając moją pracę zawodową muszę powiedzieć , że miałam wielkie szczęście do obserwowania przyrody i wyrabiania szacunku i miłości do niej u dzieci .
Szkoła jest usytuowana na wsi, z dala od szumu i gwaru.
Pośród łąk, lasów i pól w malowniczej ,podgórskiej miejscowości.
Codzienne spacery i wycieczki stwarzały wiele okazji w ciągu całego roku do „podglądania”przyrody.
Czasami takie spacery, to ciekawa podróż, odkrywanie wielu zjawisk.
Salę przedszkolną mieliśmy ulokowaną na poddaszu, w opuszczonym lokalu mieszkania służbowego.
To była niezwykła sytuacja!
Wystarczyło spojrzeć przez okno- a tuż pod nim- roztaczał się niecodzienny widok- bocianie gniazdo!
Dzieci przychodząc rano do sali- biegły najpierw przywitać się z bocianami. Przyklejały buzię do okna i obserwowały, co dzieje się u boćków? A tam- co dzień były różne niespodzianki, które stawały się inspiracją do wielu zabaw i zajęć.
W sali prowadziliśmy też hodowlę dżdżownic, bo chłopcy przynieśli je ze spaceru i chcieli sprawdzić- co one robią w ziemi i czym się żywią, oraz papużki, którymi się dzieci bardzo opiekowały.
Bociany przylatywały do nas zwykle ostatniego marca.
Najpierw jeden. Za kilka dni-przylatywał drugi.
Przylot bociana zawsze wzbudzał wiele komentarzy i radość. Dzieci co dzień zachwycały się nimi.
Widziały ich pracę w gnieździe. Widziały, z jakim trudem i zapałem odbudowują gniazdo , jak znoszą do niego patyki,kawałki siana, a nawet jakieś sznurki, szmatki.
Widziały ich w locie i siedzące na jajkach.
Obserwowały, jak w czasie deszczu bocianica ochrania młode bocianki swymi skrzydłami. Widziały, jak mama- bocianica troszczy się o młode, jak przynosi im pożywienie, jak karmi…Były świadkami wielu sytuacji z życia boćków i nie tylko. Bo odkryły, że z bocianami mieszkają inne ptaki- wróbelki, a nawet kawki.
Dzieci poznawały życie bocianów poprzez codzienną obserwację i rozmowy. Zachwycały się widząc, że małe bocianki mają czarne nogi i krótkie, czarne dziobki.
To były piękne przeżycia- dla dzieci i dla mnie.
Można się uczyć z książki, owszem myśmy też nie stronili od książek, żeby uzupełnić wiedzę o bocianach. Można też z przyrody.
A ileż to zabaw powstało, dzięki tym bocianom! Ile prac plastycznych! A jak łatwo wymyślić zadanie matematyczne o bocianach, opowiadanie…jak one są…za oknem.
Niestety, gdy wróciłam do pracy we wrześniu- gniazda już nie było. Podczas wakacji w szkole przeprowadzano remont i zmieniano pokrycie dachu.
Podobno dach się zawalił pod ciężarem gniazda.
Na wiosnę bociany usadowiły się w pobliżu jednego z domów, na słupie.
Piękny przykład nauki przyrody, która daleko odbiega od sztampowej jednostki lekcyjnej i przynosi nie tylko biologiczne doświadczenia. Dzieci będą pamiętać te boćki i tę panią, która nauczyła je patrzeć i dostrzegać to co ważne.
Pozdrawiam
Taka nauka na żywym materiale to jest coś, co zostaje na zawsze w pamięci, nie tylko jako wiedza, ale jako piękne wspomnienie. Najlepsze lekcje przyrody zawdzięczam tacie i naszym wędrówkom po lasach, łąkach, nad morzem, jeziorem i mam nadzieję, że choć w części Basia odziedziczy takie zamiłowanie do obserwacji i poznawania otoczenia.
Bardzo dobry temat.
Nie było tzw.”przewodników” to człowiek był bardziej twórczy, sam dobierał materiały do pracy. Teraz montują kamery w pobilżu gniazd a potem obserwują na ekranach laptopa .Jeszcze 10 lat temu nie było to tak popularne. Spacery są chyba też mniej modne…